niedziela, 18 sierpnia 2013

bite me a little bit

Tym razem będzie lepiej, tym razem będzie inaczej. I mogą mówić, że nie. Mogą się podśmiewać, mogą jadem we mnie pluć. Ja wiem, ja wiem, że będzie tak jak sobie to wyśniłam tamtej nocy. Nocy tak cholernie różniącej się od tych dusznych i letnich. Tamta tak źle przespana, tak krótka. Pamiętam, pamiętam ją. Tej nocy, aż gryzłam ręce z bólu i chciałam, aby to się skończyło, zmieniło, zniknęło. Ślady na rękach, ślady na sercu. Tak chciałam coś zmienić, tak chciałam, żeby lepiej mi było w końcu. Tamtej nocy znów najlepszym miejscem był mi parapet, jak w tamte dni, których tak nie lubię wspominać. W tamte, gdy wrogiem byłam sama sobie, gdy wrogiem był każdy słoneczny promień.

I noc jak każda inna. To samo niebo, miliony jednakowych gwiazd i zawieszony księżyc. I niby nic się nie działo, a stało tak wiele. A zęby wbite jak najgłębiej i wreszcie wiadomo, że tak dłużej się nie da. Nie da się. Nie można wiecznie wracać w te same miejsca, nie można wiecznie gryźć się po rękach jak nikt nie patrzy, nie można wiecznie uciekać, ukrywać się. Trzeba w końcu wyjść z tych czterech ścian, dać ogrzać się przez słońce. Nie każdy na ulicy wbije w Ciebie nóż, nie każdy Cię będzie chciał zniszczyć i zakopać pod ziemią. Nie każdy Cię skrzywdzi. O wiele większą krzywdę, robiłaś sobie sama. I to nie raz.