jeśli wierzyłabym w reinkarnację, byłabym w kolejnym życiu kotem. chodziłabym własnymi ścieżkami i drapała dotkliwie, gdy coś źle. byłabym ptakiem, ale nie orłem ani jastrzębiem, byłabym szpakiem. bo ich nikt nie lubi. może znów na nieszczęście człowiekiem. byłabym wszystkim czego nie lubię. drogą pod wiatr i dnem butelki. jeśli znów byłabym człowiekiem, nosiłabym sukienki. a pod nią koronkowe podwiązki z wszytym cyjankiem na wszelki wypadek. i miałabym długie, pomalowane na granat paznokcie i potrafiłabym zdrapać cudzą miłość z Twoich pleców. miałabym piękne usta i prosty nos i oddychałabym chętniej. byłabym składna i pełna. byłabym czytanym przez wszystkich napisem na murze, wyrecytowanym przez kogoś wierszem i okładką Twojej ulubionej książki. znaczyłabym coś. a dziś tylko walka o to znaczenie, o wpisanie się w cudze istnienia, o wypisanie własnego istnienia. nieudolna walka dzień w dzień od poranka do nocy, a czasem całą dobę. chęci by spać, a tak ciężko zasnąć. nerwobóle, stresy, niepokoje, przerost strachu nad wiarą. wiewiórka rozjechana na jezdni i spalone liście.dwa dni poza domem i ten płacz do snu. zmarznięte ręce i wielkie kałuże. papierosy palone późną nocą i zamglone obrazy. jedna kołdra i moje istnienie. wszystko bez znaczenia. wszystko takie marne, marne, marne.
idzie zima, wszyscy czekają na święta. ja czekam na chłód. na zimne stopy i czerwony nos. na zmarznięte uszy i śnieg. na to co czeka na mnie.