poniedziałek, 10 października 2016

farewell the ashtray boy, forbidden snowflake

Sally can't wait i ja to wiem, że jest za późno. zostałam z równaniem pozbawionym niewiadomej. wiedziałam wszystko i wciąż byłam bez szans na rozwiązanie. nie patrzę za siebie z gniewem i smutkiem. nie patrzę na czas, który już nie jest mój. na nietrzeźwe lato i gorzkie urodziny. patrzę na brudne bloki i zadymione fabryki. reklamy miejsc, do których się nie wybiorę. światła lamp uderzają o moją twarz. oślepiają mnie i brakuje mi słów. widzę swoje odbicie w szybie okiennej. nie może być bardziej puste, pozerskie, żałosne. zaciskam zęby na dłoni, kiedy biję się ze sobą. niech boli. tak naprawdę.
dopiero teraz palę mosty i papierosy. i nie chcę by zgasły, żeby spłonęły na popiół. to nie feniksy, a ze mnie żadna czarodziejka. nawet po kilku głębszych, niezniszczalna. nic nie jestem w stanie. bez opamiętania i nie mając ochoty piję z przyzwyczajenia i innych pobudek. stojąc na balkonie, patrząc w dół z dziesiątego piętra. wiesz, że tęsknię za tym obrazem.
było troche pusto, kiedy leżałam na szpitalnym łóżku i nie dawali mi zasnąć. znieczulali na darmo i tak nie pozbawiając mnie uczuć. odżywiali, żebym nie odpłynęła. uzdrowili szybko, ale nie odżyłam tak jakbym chciała. naprzeciw mnie męczyła się kobieta. krzyczała ratunku przez całą noc. zatrzymała w przełyku życzenie śmierci. usłyszałbyś je tak wyraźnie jak ja. nic dobrego już na nią nie czeka. a na Ciebie? bo chciałabym wiedzieć.
to czasem blednie. wypieram to z siebie. ze strachu przed przywiązaniem. to czasem zanika. głęboko w mojej głowie staram się to zakopywać. ze strachu przed niepamięcią, ze strachu przed innymi. nie mogę Cię przestrzec przed światem, bo kim ja jestem. mogę Ci życzyć szczęścia, powiedzieć, że trudno będzie mi nie pamiętać. daję czasowi czas, tak radził jakiś pisarzyna, a wierzę mądrzejszym ode mnie. może w końcu odpowiem sobie. ktoś zapytał ostatnio jak się trzymam - nie trzymam się wcale, ale robię wszystko co mogę