piątek, 16 września 2016

all i want is nothing more to hear you knocking at my door

i jeśli płonie to widzę go takim, gdzie płomienie mają końce Twoich włosów. jasne jak popiół, jeszcze moment i byłyby białe jak śnieg, kilka dni i przyjdzie ta, która zabrała mi Ciebie. ta przez którą słucham i nie chcę wstawać z łóżka. ta, przez którą cały blask.
myślałam - minie. ale zliczyłam do jedenastu i słucham i płaczę i nie ma nikogo, kto by powiedział przestań i bym przestała. za miesiąc wrócę tutaj, stanę nad Tobą martwym i kruchym i zapłaczę. i mogę sobie wmawiać, że są serca, w których żyjesz i oczy, w których nigdy nie umarłeś. ale nigdy nie dotknę i nie usłyszę głosu miłego niczym plusz. w głowie tylko śmiech i dźwięk zapamiętany przed laty. niepowtarzalny. byłeś jak śnieg zimą, jak herbata jesienią, maliny latem i żonkile wiosną. i nic, nie jest takie jak wcześniej. brakuje tej jednej wiadomej i nikt nie powie, że tak tęskni. nie chcą być jak kruche, francuskie ciastka. nie chcą roztapiać się w dłoniach jak truskawkowe lody, są silni. twardzi jaki stal.  tylko ja marna, gdy nie widzi nikt pozwalam sobie mówić, że brak mi jak nikogo. są ludzie niezastąpieni.
kontrolowany ogień przede mną i w moich dłoniach. nikt mnie nie obwinia, że nie szczerzę się jak pies. niekontrolowana cisza i nikt mnie nie pyta czy wszystko tak jak być powinno. nikt i nic i nie ja. zapytaj jak się trzymam.