nikt by nie powiedział, że nauczę się kiedyś zasypiać wcześniej. że gdzieś, pod którymś żebrem mam jakieś serce. mieszka we mnie, tęsknota jest we mnie. tutaj już zapadł zmrok, wszedł przez drzwi nieproszony. zaszedł mnie łzami. Twoje zdjęcia to dla mnie czysty masochizm, głos w poduszce jak śmiertelna tortura. rozkleja mnie. gdybyś dziś tu był potraktowałabym Twoje ciało jak świętość. by potem upaść z Tobą nisko. ale nie najniżej. gdybyś dziś tu był, nie puściłabym Cię ze strachu że możesz znów zniknąć na tak długo. trochę ponad dwadzieścia dni jeszcze musimy przejść sami, trochę ponad dwadzieścia procent mnie zostało. nim wrócisz rozkwitnę piękna, czysta i pełna wdzięku tylko dla Ciebie. żebyś w dzień powrotu namalował mnie kolorami, którymi zechcesz. oblejesz mnie rumieńcem, rozgrzejesz mi serce stając w progu. wizja czerwonej sukienki i niebieskiej koszuli wije mi się w podbrzuszu, wypełnia mnie zniecierpliwieniem. ale poczekam z nią na Ciebie.
nie mówili mi nigdy, że jakiś człowiek będzie dla mnie tyle znaczył. nie mówili mi, że będę chciała dla Niego serce wypłakać. nie pokazali, że mam w sobie tyle miłości. nie wiedziałam, że tęsknota swoje ma prawa. że to przez nią gorączka, majaczenie Twojego imienia jako apogeum.
dobrze, że nie słyszą.
bo jest środek nocy.
miałam znów położyć się wcześniej.